30 listopada 2010

...a święta tuż tuż

Za oknem biało,temperatura spadła (dużo) poniżej potrzebnej do normalnego funkcjonowania, do sklepów już jakiś czas temu zawitały choinki, łańcuchy i lampki. To chyba znak, że do Świąt zostało naprawdę niewiele.
Mimo że nadszedł czas, by w końcu powiedzieć 'tak' jednym z dwóch kochanków na sezon zimowy, którzy zapewniliby mi życie w dostatku (albo przynajmniej w cieple), moje myśli kierują się w stronę czegoś dużo przyjemniejszego i nieco mniej praktycznego. Odkładam więc moje dylematy odnośnie futra i kożucha na bok (chociaż zapewne niedługo wrócą) i przywołuję te odnośnie kreacji wigilijnej. W ten specjalny dzień w roku, który spędzamy (a przynajmniej tego wszystkim życzę) z bliskimi nam osobami, warto poczuć się wyjątkowo. Moim faworytem (i jednocześnie częścią tegorocznego planu) będzie mała czarna - nie ma nic bardziej klasycznego, bezpieczniejszego... a jednocześnie powalającego (oczywiście w ten sposób, w jaki można powalić na kolana swoich długo niewidzianych rodziców, teściową albo babcię). Mała czarna nie jest perfekcyjna, ona jest perfekcją - dodaje pewności siebie, maskuje wszystkie mankamenty figury, pasuje na każdą okazję (więc jeśli w pośpiechu zapomnisz spakować do walizki sukienki na Sylwestra - problem z głowy!). Pole do popisu jest ogromne, sklepowe wieszaki uginają się pod różnorodnymi projektami. Inspiracje? Lata 20-te i projekty Coco Chanel, ponadczasowa Audrey w ' Śniadaniu u Tiffany'ego' czy femme fatale Diora? Pomysły można wymieniać bez końca. Sama mam tylko jeden problem... którą wybrać?



Zdjęcia sukienek pochodzą ze stron www wymienionych sklepów i były dostępne w ofercie podczas tworzenia posta.
Those photos are from online stores, named under dresses. If you have rights to use them and don't want to see them here - please contact me.

27 listopada 2010

Mandy Aurélia

Gdy przeglądamy dowolne czasopismo o modzie, wielokrotnie zwracamy uwagę na sesje zdjęciowe. Podziwiamy jej efekty końcowe, czasem jesteśmy zachwyceni, czasem nam się podoba (ale tylko trochę), kiedy indziej nie. Jednak wiele z nas (przyznam szczerze, że do niedawna sama w ogóle o tym nie myślałam) nie zdaje sobie sprawy, ile ludzi kryje się za takim fotograficznym cudotwórstwem. Przystojni modele i piękne modelki i zdolni fotografowie to dopiero początek. Stylistki (a najlepiej jeszcze projektantka, która dostarczy czegoś wyjątkowego i przy okazji spojrzy na całość swoim krytycznym okiem), wizażystka, fryzjerka... Mając na myśli magazyny pokroju 'Vogue' to zapewne początek listy. W końcu sesję trzeba przygotować (np. znaleźć miejsce czy inspiracje, co nie zawsze jest przecież zadaniem fotografa), magia Photoshopa nie pominie żadnego zdjęcia, które trafia do szerszego grona odbiorców. Lista osób, które biorą udział w całym procesie produkcji rośnie i rośnie. A gdyby wszyscy ci ludzie zniknęli, fotograf został sam na sam z modelką czy modelem? Chaos, katastrofa! Zamiast pięknych sesji przeglądalibyśmy w gazetach puste lub (ewentualnie! bo co tu pisać, kiedy nie ma zdjęć, inspiracji!) zadrukowane tekstem strony. Żadnej magii.

Na szczęście są jeszcze artyści, którzy potrafiliby z powyższej sytuacji wybrnąć. Zapewne takich ludzi można znaleźć wielu, ale to właśnie Mandy Aurélia oczarowała mnie swoją samowystarczalnością. Człowiek-orkiestra. Pani fotograf, stylistka (w tym fachu biję jej najgłośniejsze brawa), wizażystka i fryzjerka... Znalezienie miejsca, opracowanie każdego elementu (zaczynając od najważniejszego -pomysłu, a na kolorze lakieru do paznokci kończąc) - to nie problem. Rzadko kiedy można spotkać kogoś z takim (godnym pozazdroszczenia) samozaparciem i wachlarzem talentów. Każdy, kto chociaż raz próbował zorganizować sesję (lub jakąś jej część) zapewne wie, ile problemów może to sprawić...


Wracając do prac Mandy Aurélii - naprawdę niewiele brakuje im do żurnalowego poziomu. W każdym jej projekcie jest coś wyjątkowego. Nie ma tutaj zgrzytów - uroda modelki idealnie pasuje do pomysłu, fryzura i makijaż do ciuchów a ciuchy do miejsca. Jednocześnie żadna sesja nie nudzi, nie ma tu miejsca na powtarzające się, monotonne motywy. Są za to odważne elementy i zaskakujące połączenia. Wszystkie trafione.


Zanudzanie jakimkolwiek dalszym opisem nie ma sensu. Zachęcam do obejrzenia całego jej
portfolio - naprawdę warto!



Wszystkie zdjęcia pochodzą z portfolio Mandy (link). Zapraszam także na jej fanpage.

20 listopada 2010

klasyka A.L.C.

Są takie dni, kiedy lubię pogrążać się w marzeniach. Otwieram wtedy okno przeglądarki, wchodzę na stronę sklepu Net-a-porter i kupuję, kupuję, kupuję. Szał zakupów trwa dość długo, bo wybór jest fenomenalny. Jedynym minusem takich chwil zapomnienia jest to, że niestety, póki zasobność portfela nie pozwala mi na tak wielkie przyjemności, muszę zadowolić się wyobrażaniem sobie luksusowych kreacji w mojej szafie. A jeszcze lepiej na mnie.

Podczas ostatnich 'zakupów' natknęłam się na tajemniczego projektanta 'A.L.C.'. Wstyd (albo i nie, bo nie udało mi się jeszcze ocenić, jak bardzo jest na świecie znany) się przyznać, ale te trzy magiczne literki, pozostawały w mojej głowie tylko literkami i brzmiały raczej jak odmiana broni masowego rażenia, niż cokolwiek związanego z przemysłem odzieżowym. Na szczęście z pomocą przyszły Google. Tajemniczy skrót to marka amerykańskiej projektantki, która ukończyła Parsons School of Design, Andrei Lieberman. Wcześniej znana była w USA jako stylistka, ale od 2008 roku projektuje ciuchy pod własną marką. Net-a-porter wskazuje na etniczne inspiracje w jej kolekcji, których niestety nie dostrzegam, ale muszę się zgodzić z innym ich stwierdzeniem - świetny wybór prostych rzeczy, których krój zachwyca. Sylwetki, które ze zdjęć przekonują nas, że będą wyglądać bajecznie, niezależnie od figury. Uwielbiam ciuchowe podstawy, które nigdy nie wychodzą z mody i choć nie prezentują sobą niczego wybitnie odkrywczego, potrafią zauroczyć. Tak jest właśnie z projektami A.L.C.





Czekam z nadzieją na dzień, kiedy moje fundusze pozwolą na zrealizowanie takich przyjemności. A wtedy w mojej szafie z pewnością zawiśnie kilka (lub kilkadziesiąt) pomysłów Andrei Lieberman.


Wszystkie zdjęcia oraz informacje na temat A.L.C pochodzą ze strony sklepu internetowego Net-a-porter. // Photos are from net-a-porter website and were used to promote the label and this shop.

17 listopada 2010

Aleksandra Kucharczyk

Bardzo często zdarza mi się, że upodobam sobie jakiś motyw, ale po krótkim czasie stwierdzam, że to jednak nie to. Dana rzecz cały czas mi się podoba, ale czuję, że czegoś jej brakuje. A kiedy zaczynam widywać podobne egzemplarze na ulicy... cała reszta jej początkowego czaru gdzieś umyka. Taki schemat powtórzył się dla mnie w przypadku bawełnianych wisiorów, przypominających trochę szal. Ponieważ do naszych szaf wkroczyły już stosunkowo dawno, powoli zaczynałam o nich zapominać. Dopóki nie trafiłam na coś, co stanowi ich dużo bardziej spektakularną, misterną i przemyślaną wersję. Coś o wiele lepszego!





Ozdobne, nieco biżuteryjne motywy. Unikatowe, minimalistyczne - a ponad wszystko piękne. Nie brakuje im niczego. Taki gadżet jest szalenie fotogeniczny i wystarczy, by urozmaicić każdą stylizację. Pomysłowy motyw wyszedł spod rąk Aleksandry Kucharczyk. Ta młoda i zdolna warszawianka, choć w planach nie miała kariery projektantki a... weterynarza, obecnie studiuje na II roku MSKPU (wśród ich absolwentów możemy znaleźć m.in. Annę Pitchouguinę, Katarzynę Konieczkę) Osiągnięcia? W tym roku udało jej się dojść do finałów OFF Fashion - "Miasto - 5 rano". Wśród swoich inspiracji wymienia dwie najważniejsze - kobietę (sama przyznaje, że jej zmienność i nieprzewidywalność umożliwiają wiele różnorodnych interpretacji) oraz przyrodę (której można przypisać te same cechy, co kobiecie;)).



Wracając do pięknych elementów - złożone z pasków materiału, tworzą ciekawą i stabilną konstrukcję, której jednocześnie nie brak miękkości linii, łagodzącej całość projektu. Chyba nie mogę napisać o nim już nic więcej, prócz tego, że chętnie widziałabym taki gadżet we własnej szafie :)


Zdjęcia pochodzą z Portfolio Aleksandry w serwisie MaxModels.pl, a wszystkie informacje na jej temat - od samej projektantki, której serdecznie dziękuję za ich udostępnienie.:)

14 listopada 2010

Blahnik po polsku

Manolo Blahnik - której kobiecie nie bije mocniej serce na myśl o tym projektancie? Powodem tej fascynacji nie jest jednak ani jego hiszpańskie pochodzenie (urodził się na Wyspach Kanaryjskich!), ani wykształcenie (studia w Genewie a następnie w Paryżu) czy znajomości (w końcu ubieranie stóp gwiazd zapewne stwarza pewną zażyłość...).

To tylko buty. A raczej AŻ buty - wyglądają jak małe dzieła sztuki. Dopieszczone i przemyślane, często szokujące. Po prostu wyjątkowe. Jego butów nie da się nie kochać. Uwielbiają je nawet postacie z filmów czy książek, choćby główna bohaterka Seksu w wielkim mieście (tu czy tu).

Miła niespodzianka - Manolo zaprojektował buty, które noszą dumną nazwę Poznań. Niestety, nie są dostępne w Polsce. Kosztują (bagatela!) około 3 500 zł.
Po kimś tak twórczym jak Manolo, spodziewałabym się czegoś nieco bardziej wymyślnego (jeśli ktoś nie wie o czym mówię.. polecam zapoznanie się ze szkicami jego projektów - są po prostu fascynujące!), ale trzeba przyznać, że sam gest docenienia Miasta Doznań - bardzo miły. Na liście polskich wyróżnionych znalazły się także Suwałki i Łódź - które podobają się wam najbardziej? Moim faworytem mimo wszystko zostaje Poznań ;)

6 listopada 2010

osowiała jesień

Dni stają się coraz krótsze, a wyjście bez szalika trzeba pokutować kilkudniowym katarem. Nic dziwnego, że czujemy się osowiali, bo... nawet trendy się tak czują. W końcu sowy podbiły wszystko, co podbić mogły - koszulki, oversize'owe swetry, dopasowane sukienki i różnorodne dodatki (także te do domu, moim faworytem jest ten kubek podróżny, niestety niedostępny w Polsce). Motyw w zbyt dużej ilości może wydawać się nieco infantylny, dlatego preferuję go w wersji minimalistycznej, stonowanej. Zakup sowiej biżuterii na pewno umili jesienny dzień i urozmaici każdą stylizację. A jeśli ktoś naprawdę lubi sowy i kocha kobiece dodatki - torebka Judith Leiber (dostępna na Net-a-porter) to spełnienie marzeń :)


Zdjęcia produktów pochodzą ze stron internetowych sklepów.
I used photos avaliable on those stores' websites to promote their products.