29 czerwca 2012

Tatuum jesień/zima 2012

Ponad trzy miesiące temu pisałam o Tatuum w kontekście kolekcji wiosenno-letniej, kilka dni temu miałam przyjemność zobaczyć nowości na sezon jesienno-zimowy w warszawskim showroomie marki. Wyczekiwałam spotkania z dwóch względów - po pierwsze widziałam już część zdjęć na innych blogach (między innymi u Harel i Fashion Split Personality) i wszystko prezentowało się wyjątkowo zachęcająco. Po opublikowaniu ostatniego wpisu, kilkukrotnie wybrałam się też na małe przeszpiegi w poznańskim sklepie. To, co tam znalazłam odpowiadało moim oczekiwaniom i wymaganiom, które postawił poprzedni lookbook. Stawia się na dobre wykonanie, ciekawy, dopracowany detal, naturalne tkaniny i... przystępne ceny.
Jesień i zima według Tatuum to pory roku, na które warto czekać. W damskiej kolekcji znalazły się cztery linie - Rebel, Pioneer, Soft Architecture i Art noveau. Ich nazwy mówią same za siebie, więc przyznam tylko, że zaciekawiły mnie dwie ostatnie części. Linia architektoniczna to coś, co my, nudziary, lubimy w modzie najbardziej. Pozornie proste fasony urozmaicono ciekawymi detalami - pikowaniem, skręceniem tkaniny przypominającym supełek, wykorzystanym materiałem (piankowy żakiet zapowiada się świetnie!). To ubrania z ogromnym potencjałem, idealne do uzupełnienia garderoby w wielofunkcyjne, ponadczasowe, ale i oryginalne elementy. To chyba to, co lubię najbardziej! Muszę przyznać, że pozytywnie zaskoczyła mnie też linia nawiązująca do secesji i twórczości Klimta. Dzień wcześniej oglądałam prace inspirowane malarstwem na Warsaw Fashion Street. Przyznaję, że polska sieciówka poradziła sobie z zadaniem dużo lepiej. Subtelne nawiązania w kolorach czy wzorach na zdjęciach (i na żywo) prezentowały się bardzo dobrze - chociaż wymagają odpowiednich dodatków i zestawienia. Czy to wada, czy zaleta, zależy już od naszego nastawienia do tworzenia garderoby.
Jesienno-zimowa kolekcja ma kilka mocnych punktów, ale na pierwszym miejscu wymieniłabym intensywne kolory (między innymi turkus, miedź i soczysta limonka). Tuż za nimi są piękne, grube płaszcze i puchowe kurtki (ktoś w końcu pomyślał o tym, że w Polsce zima jest zimą!). Furorę (wśród stylistów, blogerów i wszystkich, którzy kolekcję mieli przyjemność zobaczyć) robi puszysty płaszczyk (kożuszek?). W ogóle mnie to nie dziwi, powiem więcej - chyba wiem, co kryje się za jego (i większej części kolekcji) sukcesem. Tatuum skierowało się w stronę ubrań ciekawych, kobiecych, które wpisują się w panujące trendy i wyglądają na...drogie. A na pewno droższe, niż są w rzeczywistości. A ponieważ ostatnio sklepy wolą kierować się w zupełnie inną stronę, to chyba najlepsza informacja, jaką można usłyszeć!
Wszystkie zdjęcia - materiały prasowe Tatuum. Zapraszam na stronę internetową marki i ich świeżutki profil na Facebooku.

26 czerwca 2012

pastele i panele

O projektach Eli Chodorowskiej miałam napisać już jakiś czas temu, kiedy trafiłam na zdjęcia kolekcji na obecny sezon. Spodobało mi się staranne wykonanie i geometryczne rozwiązania, które jednak różniły się od tego, co w polskiej modzie spotykałam do tej pory. O projektantce przypomniała mi dostawa w Cloudmine, która na pewno spodoba się fanom pasteli.
Znakiem charakterystycznym projektantki są występujące we wszystkich ubraniach geometryczne wstawki. Czasem przybierają formę prostych pasów wzdłuż bluzki, innym razem to cięcia tkaniny, jeszcze innym panelowe sukienki. Całość urozmaicają wykorzystane materiały. Pojawia się welur, są też żakardowe kwiaty i romantyczne koronki. Nie jest nudno, ale na szczęście nie ma tu także przesytu, czuć równowagę w proporcjach, więc ubrania zdecydowanie nadają się do noszenia.
Kolekcja przypomina mi o dyskusjach, które stosunkowo często pojawiają się na blogach - czy polscy projektanci gotowi są tworzyć modę na sprzedaż i nie zapomnieć przy tym o własnym stylu? Myślę, że jeśli chcą, to potrafią. Przykładem jest dla mnie wspomniana kolekcja. Fakt użycia pasteli na pewno nie zadowoli wszystkich, ale ma szansę dotarcia do szerszej grupy odbiorców - to właśnie takie ubrania pojawiają się na stronach magazynów z trendami (czy pojawiają się tam polscy projektanci to już zupełnie inny, bardzo frustrujący temat). To, co stworzyła Ela Chodorowska mogłoby znaleźć się obok ubrań proponowanych zarówno przez sieciówki, jak i zagraniczne domy mody. Kolejnym plus? Fakt, że mogą dotrzeć do osób, które niekoniecznie cenią polską twórczość, ale z chęcią kupią coś, co wpisuje się w światowe trendy. A jak wiadomo, po nitce, do kłębka...
Zapraszam na fanpage Eli Chodorowskiej oraz do Cloudmine. Zdjęcia: Z.Olszyna/MUA Patrycja Skórzak. Pierwsze zdjęcie - modelka: Ania Włodarczyk, kolejne - Paulina Kotlicka.

20 czerwca 2012

love you more

Gdy zastanawiam się nad pozornie banalnym pytaniem - czym jest moda? Przekonuję się, że odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Jest w końcu sztuką, zarówno użytkową, jak i sztuką dla sztuki, jest też czymś, czego ominąć się nie da, bo towarzyszy nam na każdym kroku. Inspiruje, ale wymaga też kreatywności. Bywa śmiertelnie poważna (szczególnie, kiedy mówimy o Annie) lub... zabawna (Alber!). A przecież do szafy pełnej klasyków, takich jak czarne sukienki, dobrze skrojone żakiety i gładkie koszule, nic (prócz zabójczych szpilek) nie wniesie takiej świeżości, jak kilka zabawnych elementów. Mój wybór to młoda marka Love You More, dzieło dwóch sióstr, którym prócz miłości do mody przyświeca też miłość do zabawy i odrobiny szaleństwa.
A szaleństwo, wbrew pozorom, może być też subtelne. Sukienka w pomarańczowe paski wydaje się doskonałą alternatywą dla marynarskiego połączenia granatu z bielą, kropki na baskince sprawiają, że sylwetka nie jest zbyt prosta. Wielka kokarda przy koszuli to mój faworyt - mimo dziewczęcości, jest też w niej coś wyjątkowo eleganckiego. Te detale, zabawne wykończenie mają w sobie dużą dawkę radości. Chociaż niektóre aż tryskają kolorem i wzorem...myślę młoda marka to odpowiedź na zarzuty, że Polki ubierają się szaro i monotonnie. Chociaż sama wybieram wersję szaleństwa w detalu, z chęcią zobaczyłabym te soczyste, słoneczne sukienki na żywo. Dodatkowa informacja dla tych, którzy zwracają uwagę na to, co noszą - Love You More (naj)bardziej kocha naturalne materiały i wspiera polskich twórców. Mam nadzieję, że nie tylko projektantki są takiego zdania!
Wszystkie zdjęcia - Weronika Kobylińska-Bunsch/Studio Thandi, modelka - Viktoria Santi, MUA - Agata Drzazga. Zapraszam na stronę i fanpage Love You More.

18 czerwca 2012

Rozwadowska Bags

Dobrze, że blog daje duże pole do pochwalenia się naszymi subiektywnymi myślami. Są momenty (no dobrze - jest ich całkiem sporo), kiedy bycie obiektywnym jest wyjątkowo trudne. Jedną z takich chwil jest przebywanie w obecności torebek Klaudii Rozwadowskiej - Małgosia była świadkiem (i współuczestniczką!) szaleństwa. Piękne skóry są wyjątkowo miękkie, mają piękne kolory, faktury... Kształty też urzekają. Kiedy w Łodzi Klaudia pokazywała mi poszczególne egzemplarze i próbki skór, zachwytom nie było końca.
W przeciwieństwie do większości torebek, które do tej pory spotkałam, ta nie rozczarowuje po pierwszym spotkaniu. Ani po żadnym kolejnym. Jest idealnie wykończona - podszewka, suwak, pasek czy detale, wszystko cechuje stuprocentowa perfekcja. Przemyślano też kształty, niektóre modele można składać i rozkładać, inne zaskakują dodatkowymi zamkami i kieszeniami. Są też dopinane paski i stabilne rączki. Projektantka nie ma problemów z dobieraniem kolorów i rodzajów skór, ale dla wyjątkowo kreatywnych jest też dobra wiadomość - takie "szczegóły" można wybierać samemu i stworzyć jedyny w swoim rodzaju model. Na razie zaczęłam od pięknego etui na telefon, ale ciężko oprzeć się torebkom-pokusom. I chyba nie powinnam się zbyt długo opierać, bo to inwestycja na lata. I jaka piękna!
Do takiej kolekcji mogłabym dążyć... ;)
 Zapraszam na stronę i fanpage Klaudii Rozwadowskiej.

14 czerwca 2012

vintage inspirations

W moim czytniku znajduje się wiele blogów - polskich i zagranicznych, nastolatek, mężatek a nawet młodych mam, koleżanek i nieznajomych dziewcząt. Wśród nich jest kilka, które szczególnie podziwiam za cudowną umiejętność właścicielek, jaką jest wynajdywanie ubrań vintage (składanie ich w spójną, ciekawą całość to już zupełnie inna kwestia). Na liście jest między innymi Styledigger i Raspberry and Red. Chociaż lubię vintage, przyznaję, że nie mam ręki do poszukiwań w second-handach i nie przepadam za samym procesem grzebania, szperania i szukania. Idealne rozwiązanie? Miejsce, w którym robi się to za nas. Jakiś czas temu wspominałam o poznańskim Priscilla Vintage Gallery, dzisiaj parę słów o miejscu, które dostępne jest dla wszystkich... bo internetowych sklepów vintage także nie brakuje! A do mojej listy tych dołączył Vintage For Ever.
Kilka tygodni temu miałam przyjemność pomagać przy stylizacji podczas sesji zdjęciowej. Asortyment Vintage For Ever był moim zbawieniem, gdzie indziej znalazłabym tak szybko i bez większych problemów ciekawe, kolorowe i na dodatek wzorzyste ubrania? I chociaż początkowo nie miałam koncepcji na to, co powinna mieć na sobie długonoga Beata, przeglądając kolejne strony... miałam coraz więcej pomysłów. Lubię, kiedy ubrania dostają drugie życie i wyglądają przy tym nowocześnie. A rzeczy z potencjałem jest naprawdę sporo - na mojej liście znajdują się między innymi neonowa sukienka, musztardowy żakiet, pleciona torebka i wykorzystana w sesji koszula. Dodam tylko, że piękna spódnica ze zdjęć, której wzór i materiał przypomina trochę chusty (niczym u D&G) jest już w mojej szafie i ma się całkiem dobrze. Poniżej (i, dla ścisłości, także powyżej) kilka fotografii - więcej znajdziecie na moim koncie Tumblr. Wielkie podziękowania dla VFR za udostępnienie ubrań, pięknej Beaty za godziny w słońcu i Marka - za cierpliwość.
Zdjęcia - Marek Makowski.

12 czerwca 2012

Grome Design | Łódź IV 2012

Zauważyłam, że wiele postów zaczynam od osobistego zwierzenia, zrobię to i tym razem - nie lubię ptaków. Nie przepadam też za pierzastymi motywami, więc kiedy podczas pokazu Grome Design usłyszałam krzyk mew... trochę się bałam. Nie tyle ptaków, bo moim odczuciom bliżej do nienawiści niż fobii, ale na samą myśl o piórkach i ptasim klimacie... no cóż, po prostu nie spodziewałam się niczego interesującego. Myliłam się, bo przyznaję, że kolekcja warta była obejrzenia. 
Uwielbiam szkice - zawsze, kiedy je widzę, mam wrażenie, że rozumienie kolekcji, idei projektanta jest zupełnie inne!
Mimo obaw, miło się kolekcję GD oglądało - po chwili krzyk zmienił się dla mnie w delikatne, neutralne tło, kojarzące się z nadmorskimi wyprawami, a pióra często zamieniane były przez ich namiastkę - lekko poszarpane końce tkanin. Zwykle ani trochę ich nie akceptuję, ale zastosowanie w tym przypadku jest całkowicie uzasadnione. Ukryte cekiny błyszczały i zmieniały kolory z każdym krokiem modelek. Przypominały trochę błysk ptasich piór w słońcu.
Ponieważ widziałam pokaz w ubiegłym roku, daje mi to możliwość (subiektywnego) porównania tego, co Grome Design pokazało. Jest o wiele bardziej interesująco, wtedy ubrania pasowały na sklepowe wieszaki (co oczywiście nie jest zarzutem wobec kolekcji, szczególnie, że wiele projektantów zapomina, że ma się ona sprzedać....ale to temat na zupełnie inny wpis) a nie na łódzki wybieg. Teraz było inaczej, ale projektantka nie zapomina, że to, co pokazuje, mają nosić jej klientki. Sylwetki są korzystniejsze dla kobiecej sylwetki, inspiracja zdecydowanie mocniej kojarzy się z sezonem jesienno-zimowym. Wbrew pozorom nie jest też zbyt dosłowna (chociaż sama zmniejszyłabym ilość piór), raczej nie wzbudzi dyskusji niczym ostatnia kolekcja Kupisza. Mimo tego, to cały czas styl, nad którym GD pracuje - wygodny, codzienny, ale i elegancki. Chociaż jest kilka sylwetek, które wydają mi się całkowicie niezrozumiałe, znajdą się i takie, nad którymi na dłużej zawiesiłam oko. Piękne są detale na dekolcie jednej z prostych sukienek (poniżej), zwykły trencz, biała bluzka z cekinową kamizelką...

Tak, jak niektóre elementy ptasiego ubarwienia widoczne są jedynie po bliższym przyjrzeniu się, tak i w ubraniach GD dostrzeżemy szczegóły, detale zmieniające charakter ubrań. Wszyte kamyczki, cekiny, "żywe cięcie", połączenia tkanin... Dużo się dzieje, ale nie ma tu przesytu. Niestety - to elementy, które na zdjęciach trochę znikają, na szczęście w Łodzi wyglądały bardzo dobrze. Podobały mi się futrzane wykończenia, które znaleźliśmy też u Wioli Wołczyńskiej - nie miałabym nic przeciwko zrodzeniu się mikrotrendu... To idealne rozwiązanie na zimowe temperatury. A w połączeniu z czymś zwiewnym i lekkim, pokazuje, że przeciwieństwa zawsze się przyciągają.
Zdjęcia - Marek Makowski. Szkice, informacje o kolekcji - materiały prasowe Grome Design, bardzo dziękuję za ich udostępnienie. Ubrania Grome Design dostępne są między innymi w butiku Full of Style.

7 czerwca 2012

sesst

Kilka razy przyznawałam się już do mojej słabości wobec prostych, ale ciekawych i przemyślanych lookbooków. Jeszcze bardziej cieszą zdjęcia polskich firm - w tym sieciówek, które powoli stają się realną konkurencją dla takich gigantów jak Mango czy Zara. Na pewno znacie markę Caterina, czas przedstawić jej młodszą siostrę - Sesst.
To typowe ciuchy "do noszenia" (ostatnio to moje ulubione określenie i wiem, że go nadużywam, ale... co zrobić, kiedy rzeczywiście tak jest!), codzienne, chociaż znajdziemy też kilka bardziej eleganckich modeli (cekinowa sukienka kojarzy mi się z pięknym płaszczem Szulca a mała czarna z suwakami to 100% klasyki). Dodatkowy plus za zaproszenie do współpracy polskich projektantów! W tym sezonie w salonach Sesst znajdziemy dodatki Karoliny Zgoła (o jej torbach pisałam już jakiś czas temu), Iwony Bielawskiej, Piotra Czachora i MANTIC. Spora różnorodność!
Chociaż letni lookbook zapowiada wyjątkowo słodkie ubrania, znajdziemy tam też wspomniane klasyki i rzeczy, które bez większych problemów powinny dostosować się do naszego własnego stylu - nawet jeśli ten do najsłodszych i najbardziej dziewczęcych nie należy. Przykład? Prosty płaszcz w geometryczne wzory i luźna, limonkowa koszula. Wystarczy wyjść poza narzucony schemat i potraktować każdy element indywidualnie. Wyczekuję nowych kolekcji i mam nadzieję, że marka pójdzie w dobrym kierunku, zapewniając mi kolejne miejsce do zakupów. Czekam też na salon w Poznaniu i... przeceny w sklepie online.
Zdjęcia - materiały prasowe Sesst. Zapraszam na ich stronę www i profil na Facebooku.

1 czerwca 2012

Love is all we knit

Wszyscy z ciekawością śledzimy miłosne wątki (i te realne, i fikcyjne), wzruszamy się przy scenach pocałunków w deszczu a kiedy nikt nie patrzy, schowani pod kołdrą, oglądamy komedie romantyczne. Historie miłosne mają w końcu wiele wymiarów. Jest też i taki, który należy do mody i otwarcie przyznaję, że należy on też przy okazji do moich ulubionych. Bo jak nie kochać twórców, którzy... kochają swoją pracę?
O Robotach Ręcznych już tutaj wspominałam, ale w kontekście ich pięknych dodatków. Najnowsza kolekcja, Love is all we knit to kolejna historia, którą warto poznać. Bo zaczyna się od miłości, chociaż wyjątkowo skomplikowanej. Obiektem westchnień jest sweter - chociaż związek z nim może być naprawdę udany, bywa też wyjątkowo trudny. Jego humory zaczynają się już wczesną wiosną, kiedy od romantycznych spacerów woli leżenie w szafie. Ale ekipa RR wie, co zrobić, żeby jego serce należało tylko do nas. I, tak zupełnie przy okazji, leżało doskonale.
Wiele osób mówi, że najbardziej seksownym ubraniem kobiety jest męska koszula. Myślę, że sweter z tej mini-serii RR jest jej mocną konkurencją. Jest coś kuszącego, ale niebanalnego (i ani trochę wulgarnego!) w odsłoniętych plecach, które kontrastują z miękkim, delikatnym materiałem. Z jednej strony to druga skóra, z innej - swetry luźno opadające na ciało, pokazujące ramiona, są wyjątkowo nonszalanckie i zwracają na siebie uwagę. To towarzysz idealny na długie, letnie wieczory - ale wierzcie mi, zostanie z Wami jeszcze dłużej. To nie jest sezonowy romans... to prawdziwa miłość!
PS są też piękne szale i bransoletki - także w wersji summer. Kolor flamingowy mówi sam za siebie. Zdjęcia: RR via Cloudmine | fot. M.Turczyńska.