28 lipca 2012

Aryton FW 2012

Środek wakacji, żar leje się z nieba, lepiej nie próbować wyjścia z domu bez okularów przeciwsłonecznych i kapelusza z ogromnym rondem. Lubię lato i staram się nie narzekać na upały. Radzę sobie w tym postanowieniu całkiem nieźle (pomagają mi w tym dzbanek mrożonej herbaty i strój kąpielowy), aż w końcu... trafiam na jesienno-zimową kampanię Arytron. W jednej chwili upał stał się nie do zniesienia, a myśl o chłodniejszych wieczorach i popołudniach z kubkiem gorącej czekolady, wyjątkowo kusząca. Tak naprawdę wcale nie chodzi tu o jesień... tylko o piękne ubrania.
Przyznaję, że o marce Aryton wiedziałam tylko tyle, że jest polska. Kojarzyła mi się z nijakimi, weselnymi sukienkami z satyny i ciężkimi płaszczami. Dopiero najnowszy lookbook (sesja Aldony Karczmarczyk) uświadomił mi, jak bardzo się myliłam. Domyślam się, że nie jestem w grupie docelowej firmy (zarówno ze względu na wiek, jak i zasobność portfela), ale oczarowała mnie ponadczasowość najnowszej kolekcji. Jest tutaj dużo prostych fasonów, kobiecych i eleganckich. Nie wyklucza to ich użyteczności - przynajmniej w połowie tych ubrań z chęcią wybrałabym się na jesienny spacer. 
Numer jeden kolekcji? Grube płaszcze w klasycznych kolorach. Moim faworytem zdecydowanie zostaje biały, połączony z czarną bazą. Nie miałam przyjemności oglądać ubrań na żywo, ale małe internetowe poszukiwania wskazują na to, że firma stawia głównie na naturalne, szlachetne materiały. Niestety, wiążą się też z tym wyższe ceny (dla amatorów promocji - w sklepie online trwa wyprzedaż kolekcji letniej) - zmniejszają one prawdopodobieństwo pojawienia się cudownych płaszczy w mojej szafie, ale zachwyt nie maleje. Dodatkowy plus za kobiecą (i trochę zmysłową) kampanię w obiektywie Aldony Karczmarczyk, wystylizowaną przez Martę Kalinowską. Czekam na premierę kolekcji w sklepach, bo to, co widać na fotografiach wygląda naprawdę zachęcająco. Czy to nie idealne ubrania-bazy do tworzenia ponadczasowej (i długowiecznej) garderoby idealnej na lata?
Zdjęcia: Aldona Karczmarczyk/Van Dorsen Talents, modelka: Lys Inger/Avant, stylistka: Marta Kalinowska, włosy: Piotr Wasiński/VDT, makijaż: Iza Wójcik/VDT, retusz: Jacenty Karczmarczyk. Więcej informacji - Facebook i strona marki.

24 lipca 2012

Alicja Fraczek

Ostatnie dyskusje na temat stanu polskiej mody, niezbyt czystych i niezbyt profesjonalnych zagrań, średnich kolekcji i odtwórczości projektantów, są, lekko mówiąc, niezbyt optymistyczne. Jak tu uwierzyć w to, że może nas jeszcze spotkać coś dobrego? Zaczynam wątpić w polską kreatywność. Właśnie wtedy trafiam na zdjęcia kolekcji NUN Alicji Fraczek. I jestem zachwycona, bo dawno żadna polska marka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia!
Alicja Fraczek to nie kolejna marka t-shirtów z nadrukami albo luźnych, bawełnianych tunik. To świeże, kreatywne spojrzenie na to, na co pozwala nam moda. Wychodzi z dość prostego założenia - połączenia przeciwieństw. Kolejny raz pokazuje, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. NUN czyli Naturally Unnaturally Natural to eksperyment - czy sztuczność, która zawsze stoi w opozycji to natury... potrafi być właśnie naturalna? Okazuje się, że tak. Projektantka sięga po kolory ziemi, takie jak beże, brązy i złoto, ale kieruje się też ku minerałom, które zachwycają soczystymi barwami. W kolekcji znajdziemy muskowit i krokoit. Całkiem przypadkiem wpisują się one w to, co widzimy na światowych wybiegach.
To, co spodobało mi się w ubraniach Alicji to fakt, że są... niespodziewane. Mimo tego, że oszczędne w formach, przykuwają wzrok są interesujące, nie tylko w stylizacji, ale także jako pojedyncze elementy. A co ciekawe, większość z nich nadaje się do połączeń z tym, co nosimy na co dzień. Nawet, jeśli materiał imituje korę drzewa, to ujarzmiony jest w dość prostej sylwetce. W nieskomplikowanych formach zamknięto ciekawe tkaniny. Są tu zarówno te szlachetne (jedwab, len i wełna), jak i te, które balansują na cienkiej granicy sztuczności i naturalności - farbowany i lakierowany dżersej czy bawełna ze srebrną nitką. Efekt? Coś, co jest i piękne, i użyteczne.
Projektantka w tym roku skończyła warszawską MSKPU a Naturally Unnaturally Natural to jej dyplomowa kolekcja. Czekam na kolejne i pierwszy raz od bardzo dawna odczuwam ekscytację, kiedy myślę o tym, co pokaże na kolejny sezon.
Zapraszam na fanpage i tumblr projektantki. Wszystkie zdjęcia - Marcin Kosakovsky, modelka - Patrycja @ D'vision, make-up&hair - Aleksandra Foka Przyłuska.

21 lipca 2012

Lous

Chociaż cały czas powtarzam sobie, że dość mam już prostych koszulek, spódnic i sukienek, a zamiast pisać o kolejnych niezastąpionych "basicach", zajmę się szukaniem bardziej skomplikowanych ubrań... trafiam na Lous w butiku Cloudmine i stwierdzam, że muszę o nich wspomnieć. Może dlatego, że to marka trochę bardziej kobieca niż poprzednie, o których wspominałam?
Pierwsza kolekcja Lous, czyli dwóch kobiet-przeciwieństw, to głównie proste sukienki. Dla jednych - nuda, dla mnie - świetne rozwiązanie. Uwielbiam ubrania (sukienki w szczególności), które stanowią doskonałe tło dla ciekawych akcentów, między innymi biżuterii. Żeby nie było zbyt monotonnie, są dwa piękne odcienie - kobaltowy i czerwony, które aż proszą się o kolorowe, letnie stylizacje. Szkoda, że przewidziano ich tak mało! Kroje, chociaż mało skomplikowane, mają w sobie coś kobiecego i lekkiego. Dobrze rokują też wykorzystane materiały (głównie bawełna), bo sprzeciwiają się poliestrowi, który króluje (czy raczej - jest podłym tyranem!) w większości sieciówek. I chociaż pierwsze rzeczy Lous wpadły mi w oko, czekam na więcej.  Bo marka mogłaby wypełnić lukę, która powstała między ubraniami eleganckimi a codziennym, sportowym luzem.
Lous znajdziecie na Facebooku oraz w Cloudmine. Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości butiku Cloudmine!

18 lipca 2012

polska moda zaklęta

Krążą plotki, że posty o książkach zaniżają statystyki. Wbrew takim przeciwnościom losu chcę wspomnieć o Modą Zaklęci. Jest to jedyna znana mi publikacja, którą w stu procentach poświęcono polskim projektantom. Rozczarować może data wydania (2008), ponieważ książka nie jest już tak aktualna, jakbyśmy mogli sobie życzyć. Warto jednak sięgnąć po nią mimo upływu czasu... i spojrzeć na zmiany w polskiej modzie.

Modą Zaklęci. Antologia Polskich Projektantów to pozycja dwujęzyczna - obok tekstów w języku polskim znajdziemy angielskie tłumaczenia. Jej główna, najobszerniejsza część to opisy sylwetek polskich projektantów. Chociaż każdy z nich prezentowany jest według jednego schematu, nie odczuwa się powtarzalności - w końcu wszyscy mają coś interesującego do powiedzenia. W przypadku kilku osób czułam nawet wyraźny niedosyt informacji! Pierwszy rozdział poświęcono Jerzemu Antkowiakowi i Barbarze Hoff. To mały, ale miły ukłon w stronę przeszłości. Wśród współczesnych nazwisk znajdziemy między innymi Martę Rutę, Łucję Wojtalę, Agatę Wojtkiewicz, Agnieszkę Maciejak czy panią Minge. Znalazło się tutaj też kilku projektantów, o których słuch zaginął, ale w końcu... takie są prawa mody.

W książce znajdziemy także inne informacje, między innymi o edukacji, ale także targach czy "wsparciu w branży". Ten ostatni podrozdział, który rozbudził we mnie wielkie nadzieje, zawiódł najbardziej. I strasznie zasmucił. Wymieniono trzy organizacje - Krajową Izbę Mody (link oczywiście pochodzi z książki), Young Polish Designers Foundation oraz onoMono (niestety, tutaj linki nie działają w ogóle). Po sprawdzeniu powyższych instytucji okazało się... że żadna już nie funkcjonuje. Ani jedna nie przetrwała próby czasu. A próba, wbrew pozorom, nie jest przecież taka długa. Zabrakło pasji, pieniędzy, czasu...?

Książka, chociaż nie jest już aktualna, jest ciekawą pozycją, w której znajdziemy naprawdę długą listę projektantów i całkiem sporo informacji na ich temat. Dużo zdjęć (chociaż niestety, nieopisanych!) pozwala na przyjrzenie się temu, jaka była (jest?) polska moda. Chciałabym zobaczyć nową, uaktualnioną edycję. Ile projektantów przetrwało, jakie świeże nazwiska pojawiły się na tej modowej mapie? Warto byłoby dodać do listy polskie firmy, które radzą sobie na rynku całkiem nieźle - Solar, Simple, Tatuum czy Grupa LPP. Pomysłów jest sporo, ale czy ktokolwiek chciałby je realizować?

Agnieszka Ziółkowska, Inga Tomala, Modą zaklęci. Antologia Polskich Projektantów, wyd. Elamed, Katowice 2008.

15 lipca 2012

Sylwia Szyplik

Uwielbiam zdjęcia - a wśród nich także fotografie mody, które mogę oglądać właściwie bez końca (znajomi potwierdzą, że ciężko mnie oderwać od tej czynności). Odczuwam wielki, niezaspokojony estetyczny głód. Podziwianie zdjęć chociaż trochę go uspokaja. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w polskich magazynach jest tak mało dobrych i inspirujących sesji, ciągle promuje się tych samych fotografów... Cenię znane nazwiska, ale za grzech ciężki uważam niedopuszczanie do branży tzw. "młodych zdolnych". A wśród nich z pewnością jest Sylwia Szyplik. To jedna z pierwszych osób, z którą miałam okazję współpracować, a z efektów korzystam do dziś.
Kiedy poznałam Sylwię, była na samym początku swojej fotograficznej przygody. Już wtedy można było dostrzec jej wprawne oko, które w kadry łapie i modę, i emocje. Sylwia swoje umiejętności doskonali pracując dla londyńskiego oddziału Elite Models Management - przed obiektywem prawdziwe piękności. Jest też dużo dobrej, ciekawie podanej mody (także polskiej!). To właśnie takie fotografie, które chciałabym przeglądać w magazynach o modzie. Może w związku z niedalekim debiutem pewnego znanego tytułu na polskim rynku będzie do tego okazja?
Kwestię publikacji zostawiam na razie w sferze życzeń, ale mogę Was zaprosić na pierwszy wernisaż Sylwii, który odbędzie się 21 lipca w Toruniu (Kontrapunkt, Pod Krzywą Wieżą 18). To wystawa, którą naprawdę warto zobaczyć - znając prace tej fotografki z ręką na sercu polecam i obiecuję, że te zdjęcia zapamiętacie na dłużej. Zostawiam Was z plakatem i linkiem do wydarzenia (znajdziecie tam więcej szczegółów). Mam nadzieję, że do zobaczenia!

12 lipca 2012

HANGER

Ubrania od projektanta zdecydowanie zbyt często kojarzą się z celebrytami, czerwono-dywanowym szykiem i sukniami do ziemi. A ja uwielbiam rzeczy do noszenia na co dzień! Robienie takich zakupów to czysta przyjemność, której plusów nie będę wymieniać, bo widzę ich tyle, że mogłabym poświęcić im oddzielny post (a nawet dwa). Przechodząc do sedna - dziś o kolejnej marce, której ubrania nadają się na bieganie po wydziale i spacery z przyjaciółką. HANGER, czyli Agnieszka Rymarczyk i Joanna Klara Palma, opisuje siebie jako elegancję w luźnym wydaniu, czyli filozofię opartą na paradoksach. A paradoksy w modzie zawsze są na czasie!

Na pytanie, co jest najważniejszą cechą ich ubrań, projektantki odpowiadają zgodnie - użyteczność. Widać to w kroju i wykorzystanych materiałach, dominują luźne fasony bez grama przesady, większość tkanin jest pochodzenia naturalnego - ma być wygodnie i trwale. Niby elegancko, ale trochę zadziornie i ze sporą ilością dystansu i nonszalancji.
Sesja promująca kolekcję SS 2012 pachnie jeszcze świeżością a dziewczyny myślą już nad kolejnymi projektami. Pod koniec sierpnia pojawią się jesienno-zimowe ubrania, obecne niedługo trafią do sprzedaży internetowej. Wyczekiwać możemy też limitowanych minikolekcji. Pierwszą stworzyła Martyna Monti Montewska. Kto i kiedy pokaże kolejną, jeszcze nie wiemy, ale warto jej wyczekiwać! A na razie - sto procent wakacyjnego luzu w wydaniu łódzkiego duetu.


Wszystkie zdjęcia - HANGER. Mod. : Justyna Bień & Elena Madejska.

9 lipca 2012

Do nothing in Warsaw!

Kiedy pierwszy raz pisałam o Wearso, marka miała niecałe 200 fanów na FB, a ekologiczne przesłanie projektantki - Aleksandry Waś, nie było jeszcze zbyt znane. Od publikacji minęło 10 miesięcy a przez nie zmieniło więcej, niż mogłabym przypuszczać. Pracownia i sklep na Mokotowskiej (w końcu zajrzałam i zobaczyłam na żywo - z czystym sumieniem polecam wizytę!) działają wyjątkowo prężnie, kolekcje cieszą się taką popularnością, że z wyprzedzeniem można było zapisać się na poszczególne modele, wpisów i wzmianek w Internecie i w prasie nie da się zliczyć. Taki sukces cieszy, ale jest w pełni uzasadniony. Bo Wearso to marka z pomysłem, która nie jest kaprysem związanym z przemijającymi trendami.
DO NOTHING in Warsaw to najnowsza kolekcja projektantki i matki Wearso - Oli Waś. Luźne, wygodne kroje i miękka (oczywiście - cały czas ekologiczna!) bawełna sprawiają, że to rzeczy, które uzależniają. Wskakujesz w nie rano... a po całym dniu nie masz ochoty ich zdejmować. Nie ograniczają, nie przeszkadzają, nie rzucają się w oczy. Są - a w nich osoba, bo to w końcu ona jest najważniejsza. I ona decyduje o finalnym kształcie ubrań Wearso - ściągnięte, luźne, z paskiem lub bez. Niektórzy nazywają je workami, ale to jedne z ciekawszych worków, jakie do tej pory widziałam. Najnowsza opcja - gruszkowe legginsy, mogą mieć mini spódniczkę (bezpieczeństwo noszenia z nawet najkrótszą tuniką gwarantowane!) albo zamienić się w dopasowany kombinezon. A tego typu modeli jest więcej. Uniwersalność i ponadczasowość - to Wearso!
Nie można zapomnieć o eko-aspekcie całej działalności, bo tutaj wszystko, od nitek, do metek wykonane jest z myślą o ekologii. Znajdą się tacy, którzy zajdą na Mokotowską, bo wyroby Wearso wpisują się w ich filozofię życiową. Znajdą się i tacy, dla których aspekt ekologiczny nie ma znaczenia - liczy się design. Lubię myśleć, że gdzieś na samym początku, do podstaw sukcesu Wearso przyczyniła się krótka wzmianka na Efektach. Ale nie ma sensu się oszukiwać - Wearso broni się samo. Wizją, jakością i pomysłami. 
Wszystkie zdjęcia -  Paweł Frenczak. Modelka - Masha Szaro. Make up - Magda Łach / Firma Kokarda. Włosy - Rafał Żurek. Wnętrza - ShowRoom Hoża 9C i Moko61. Zapraszam na fanpage Wearso - tutaj.

5 lipca 2012

Let's bless brides!

Błogosławieństwo, w przypadku ślubu, jest czymś oczywistym. Nie tylko w wymiarze religijnym samej ceremonii, przyda się też trochę przy wyborze idealnej sukni. Nieważne, czy kobieta, która wychodzi tego dnia za mąż, woli słodko-torcikowe, bezowe kreacje czy krótkie, dopasowane sukienki. Może marzyć o gładkich, lejących się tkaninach i misternych koronkach. Opcji jest naprawdę sporo (a wyobraźnia od najmłodszych lat podsuwa nowe pomysły...), ale cel jest jeden - wyglądać pięknie. Blessus może nas w ten dzień  modowo pobłogosławić.
Fasony ich mini-kolekcji Blessus Brides są dokładnie tym, czym w mojej głowie jest suknia ślubna. Proste, niezbyt ozdobne fasony mają wydobywać naturalne piękno (które, mam nadzieję, będę tego dnia w sobie posiadać). Uwagi nie odwracają tutaj skomplikowane aplikacje czy grube warstwy materiałów. Jest wersja dla stuprocentowych minimalistek, pozbawiona jakichkolwiek ozdób, są też falbany (bardziej "modowe" niż słodkie, jeśli można tak nazwać falbanę) i drobny haft. Wszystko wysmakowane, nie ma tutaj nadmiaru, przesady. Oczywiście nie można zapomnieć o tym, co Blessus charakteryzuje - ukrytych zamkach. I tak z długiej, pięknej sukni ślubnej za jednym pociągnięciem suwaka tworzymy wersję mini - idealną na weselne szaleństwa do rana. To dobra alternatywa dla wygodnych i dla fashion victim, które nawet w dniu ślubu planują pokazanie kilku kreacji!
Wszystkie zdjęcia - strona www Blessus.

3 lipca 2012

OlivonOli

Chociaż ostatnio najczęściej sięgam po biżuterię ze srebra, nie mogłam oprzeć się temu, co tworzy Ola Świtalska. Jej marka, OlivonOli zachwyca dopracowaniem. Jej znaki szczególne to delikatne i pracochłonne hafty. Zabawne, trochę bajkowe, spodobają się nie tylko małym dziewczynkom.
Ola skończyła kostiumografię na warszawskiej MSKPU, ale pierwsze projekty dodatków powstawały już podczas nauki. Zaczęło się od okrąglutkich toreb, potem powstawały urocze broszki - mięciutkie zajączki, kotki i misie. Dla tych, którzy wolą mniej banalne inspiracje zwierzętami, są też sroki-złodziejki i chytre liski. I niby to mali przestępcy, ale... wzbudzają uśmiech. Nieważne, czy Ola tworzy rzeczy bezpośrednio inspirowane przyrodą, czy haftuje piękne, kolorowe baloniki, wszystko wzbudza pozytywne emocje. I zaskakuje wykonaniem, bo zrobienie jednej ozdoby zwykle trwa nawet kilka dni - dzięki temu możemy spodziewać się dopracowanego unikatu. Sama projektantka określa to, co tworzy angielskim słówkiem "lovable". A ja się z tym w pełni zgadzam.
Wszystkie informacje i zdjęcia pochodzą od projektantki. Zapraszam na jej bloga i stronę na Facebooku.