30 stycznia 2013

Tatuum SS 2013

Im więcej kolekcji letnich oglądam, tym mocniej wyczekuję nadejścia pierwszych cieplejszych dni i słońca. Lubię jesień, lubię też zimę, ale to,co teraz dzieje się za oknem, już mnie męczy i naprawdę obsesyjnie myślę o wiośnie. Na razie mam ją tylko na zdjęciach - nie mogłam uczestniczyć w ostatnim spotkaniu prasowym Tatuum, więc spotkanie przyszło do mnie - na razie w postaci zdjęć, ale czekam, aż będę miała okazję pobuszować wśród wieszaków przy okazji wizyty w Warszawie. Kilka rzeczy już wpadło mi w oko!
Kampania jest lekka, wakacyjna i przyjemna - czyli dokładnie taka, jaka powinna być. Żałuję, że zdjęć jest tak mało, bo z chęcią zobaczyłabym więcej ubrań "w akcji". Kolekcja składa się kilka linii, w tym, moja ulubiona - Sunset Sailor, motywy marynarskie, które wracają co wakacje i nigdy się nie znudzą. A ja, chociaż za wodą nie przepadam, wyjątkowo przychylnie spoglądam na ponadczasowe połączenie bieli, granatu i czerwieni. Wszystko w sportowym (ale bez przesady!) klimacie. W oko wpadło mi też kilka sukienek i spódnic, których niestety nie ma na zdjęciach (za to mogę pokazać je na fotografiach produktowych, między innymi tutaj, tutaj i tutaj). Większość rzeczy zdaje się spełniać dwie najważniejsze funkcje letnich ubrań - dobrze wyglądać, a przy tym być wygodnym i swobodnym. Wydaje mi się, że letnia kolekcja jest trochę bardziej dojrzała (dorosła?) niż jesienna, ale dla mnie absolutnie nie jest to zarzut - kiedy patrzę na asortyment sklepów, które teoretycznie skierowane są do mojej grupy wiekowej... No właśnie. Propozycje Tatuum, balansujące gdzieś na granicy luzu i elegancji - proste spodnie, dopasowane sukienki czy koszulowe bluzki, zdecydowanie bardziej mi odpowiadają. I chociaż w najnowszej kolekcji nie ma takiego "efektu wow", jak przy poprzedniej, to nadal wiem, że akurat do tej sieciówki będę zaglądać - kilka rzeczy zapisałam już na liście życzeń!

Wszystkie zdjęcia - materiały prasowe Tatuum.

28 stycznia 2013

Gold Dust Woman

Od pierwszego słowa napisanego na tym blogu minęło już całkiem sporo, ale przez ten czas wydarzyło się niespodziewanie wiele naprawdę miłych rzeczy. Miałam okazję uczestniczyć w kilku ciekawych wydarzeniach (blogerska duma się odzywa). Pod koniec zeszłego roku udało mi się dotrzeć do stolicy (w końcu!) i  zobaczyć pokaz Ani Kuczyńskiej na żywo,ubrania gładko płynące tuż przed linią wzroku to rozkoszny luksus w odbiorze, w którym tego zimnego dnia towarzyszyła mi Jaga.  
Gold Dust Woman mogło trochę zmylić, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek spodziewał się przepychu i złota - przynajmniej  nie w samej kolekcji. Wydawało się, że wszyscy, którzy przyszli na pokaz, byli bliskimi znajomymi projektantki i jednocześnie okazywali zainteresowanie tym, co pokaże tym razem - w obliczu wielkich "show" o liczbie gości konkurującej z królewskim weselem, jakie ostatnio projektanci lubią serwować, jest to miłą odmianą. Mi przywodzi na myśl tradycję haute couture i kameralne pokazy, które (tu dla odmiany odzywa się we mnie tradycjonalistka) odchodzą w przeszłość. Ale wracam na ziemię i do kolekcji Ani Kuczyńskiej. Złota była podłoga, złoty był delikatny, rozświetlający twarze modelek makijaż i szampan w kieliszkach, kolekcja za to bazowała na bardzo głębokim granacie, czerni i ciekawym odcieniu szarości, zmieszanym chyba z kroplą lawendy. Do tego delikatne, kobiece sandałki i brak biżuterii - chociaż z perspektywy oglądanych zdjęć wydaje mi się, że całości nie zaszkodziłby jakiś dodatek. Mając w głowie kolekcję Ani dla Yes, widziałabym tu kilka drobniejszych bransolet albo delikatnych naszyjników. Koniecznie jej projektu!
I niestety - przychodzi moment, w którym, zdjęcia zupełnie nie oddają szczegółów. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy,to subtelne detale - szczególnie wykończenie dekoltów, przypominające małe ruloniki. Ale w pamięci zostały głównie gołe plecy, które są moją zdecydowaną słabością (a których nie ma na zdjęciach!). Mimo dość odważnych dekoltów - wszystko z klasą. Suknia w kolorze nieba nocą, z ogromnym wycięciem z tyłu, aż prosiła się o spacer po plaży. Dla samej siebie widziałam w tej kolekcji całkiem sporo i chyba nie było projektu, który nie był udany. Mimo tego, pozostał lekki niedosyt, który Tobiasz opisał tak trafnie, że mogę tylko odsyłać do jego relacji. A żeby zobaczyć choć trochę więcej - krótki filmik, któremu warto poświęcić kilka chwil i poczuć klimat Gold Dust Woman!
Wszystkie zdjęcia oraz informacje - materiały prasowe Ani Kuczyńskiej.

25 stycznia 2013

Ola Bąkowska SS 2013

Prace Aleksandry Bąkowskiej oglądam już od dłuższego czasu, ale nigdy nie miałam okazji o niej napisać. Ola studiuje na łódzkim ASP (na której odnajduję ostatnio zadziwiająco dużo zdolnych twórców), praktykowała w atelier Agaty Wojtkiewicz i w magazynie Viva!Moda, uczestniczyła też w poznańskim Art And Fashion Festival. Jej najnowsza kolekcja, Middle Class (SS 2013) to kolejna linia pojedynczych egzemplarzy pięknych ubrań. Prostych, nieprzesadzonych i praktycznych, ale na pewno wartych zapamiętania.
Middle Class to inspiracja paradoksalnym połączeniem niepasujących do siebie ludzi i miejsc, stąd też odbicie tych różnic w użyciu materiałów i charakterystycznych wstawek. Całość jest bardzo spokojna, trochę elegancka, ale po przyjrzeniu się detalom widać, że to nie "byle co". W prostych spodniach zadziwia wykorzystana tkanina, gdzie indziej uwagę zwraca cieniutki pasek materiału. Wszystko wysmakowane i w odpowiednich proporcjach. Projektantka mówi,że szczególną uwagę zwraca na jakość, a ja, patrząc na wykorzystane materiały i przypominając sobie mój kontakt z jej ubraniami w Łodzi, mogę tylko przytaknąć.
 
Mam wrażenie, że gdyby te same ubrania zostały wypuszczone na rynek np. pod marką Celine, wszyscy zamarliby z zachwytu, wychwalając dom mody pod niebiosa. A ponieważ kolekcja została stworzona przez Polkę, która na dodatek jest na początku swojej drogi zawodowej, domyślam się, że wzmianek na jej temat nie będzie tak wiele. Dlatego proszę - nie patrzmy na nazwisko, patrzmy na ubrania! Mam nadzieję, że w tym wypadku się pomylę, bo całość jest naprawdę bardzo dobra, a Olę Bąkowską dorzucam do listy "młodych zdolnych", za których mocno trzymam kciuki.
Wszystkie zdjęcia - Monika Jelińska, modelka - Paulina Bartosiak, makijaż - Agata Walewander, fryzura - Iga Chmielewska. Zapraszam na fanpage i stronę Oli.

23 stycznia 2013

US

Wierzę w siłę słów. I to całkiem mocno, co zapewne należy do jednego z ważniejszych powodów założenia bloga. Piękne są pozytywne przekazy, zamknięte w literach, które za sprawą jakichś tajemniczych mocy, potrafią zmieniać naszą rzeczywistość. Sama nie wyobrażam sobie życia bez kalendarza, w którym zapisuję wszystkie notatki - to, co przeniosę na papier, wydaje się bardziej możliwe do zrealizowania. Taką siłę sprawczą, okraszoną dawką miłości (autorek - i do tego projektu, i do uszczęśliwiania ludzi) oraz pozytywnego nastawienia, mają bransoletki US. Większość z Was na pewno już na nie trafiła, bo o tych stalowych cudownościach mówiono nawet w Dzień Dobry TVN, ale wiem, że nie może tu zabraknąć kilku słów na ich temat.
Mój prywatny US...
... i moje prywatne przesłanie od US :)
Idea US jest prosta (chciałoby się powiedzieć - jak kawałek stali). Litery, słowa i (od niedawna) znaki, zamknięte w formie skromnej bransoletki. Do noszenia na nadgarstku na co dzień, by pamiętać o ważnych rzeczach, osobach i ideach. Dziewczyny namawiają, by towarzyszące słowa budziły pozytywne emocje. A te dla każdego znaczą coś innego, stąd ogromna różnorodność - są słowa-klucze (jak faith), ukochane miasta (Warszawa), mogą być też życzenia (love me), a nawet motto (less is more). Myślę, że ograniczenie w wyborze słowa jest jedno... musi być Wasze, szczere i bliskie. Wybierać można spośród tych, które wyszły spod rąk zdolnej Agaty Bieleń, najlepiej na Mokotowskiej 7 w Warszawie (gdzie swoją pracownię ma "ojciec" projektu - Monika Zygmunt, właścicielka Hi End). Można też zamawiać własne słowa i tak, jak ja (czy raczej ktoś - w prezencie dla mnie) dać się ponieść fantazji. Llama wyjątkowo polubiła się z moim nadgarstkiem, ale ja i tak liczę, że ten uroczy zwierz znajdzie kiedyś dom... w moim ogrodzie. W końcu zapisane marzenie na pewno się spełni!
Ostatnie trzy zdjęcia - US. Zapraszam na stronę i fanpage projektu US.

21 stycznia 2013

nenukko SS 2013

Zdążyłam się już przyzwyczaić, że Facebook czyta w moich myślach - chociaż nadal mnie to trochę przeraża (te wszystkie algorytmy i skanowanie wiadomości!). Kiedy podpowiada mi nowe polskie marki - nawet mu wybaczam. Za to nie zdarzyło się jeszcze wcześniej, by projektantom udało się odgadnąć moje myśli - nenukko zrobiło to jako pierwsze. W ich poprzedniej kolekcji brakowało mi koloru - nie dzikich połączeń rodem z tęczowej krainy, ale zamkniętych w detalach. Drobnych wstawek, smaczków. Najnowszy pokaz dał mi dokładnie to, o co prosiłam!
Po pokazie nenukko szybko pojawiły się głosy, że kolekcja zalicza się do czołówki pokazanych w tym sezonie w Łodzi. Nie dziwię się, bo ta młoda marka kolejny raz pozytywnie mnie zaskoczyła. Podziwiam ją za to, że co pół roku pokazuje ubrania, które są nowe (czy raczej - inne, niż do tej pory), ale całkowicie w duchu nenukko. Tym razem do flagowej szarości dołączyła też biel, beż i błyszczący metal. W kilku miejscach tkaniny wydawały się srebrne, w innych smaku dodawał intensywny odcień niebieskiego. Kolorystyczną kropką nad i okazały się cieniutkie, neonowe wstawki - chociaż mocne barwy wydawały mi się zupełnie "prze-wykorzystane" i nudne, nenukko udowodniło, że może być inaczej i w ich stylu!
Kroje, jak zwykle u tej marki, były oszczędne, domowo-sportowe. Nie da się ukryć, że wyglądały na wyjątkowo wygodne (do sprawdzenia!). W kolekcji jest dużo koszul i bluz, pojawiły się też sportowe staniki i, wystające spod krótszych spodni i spódnic, legginsy. Dzięki użytym kolorom i pięknym fakturom (część z nich odkryłam dopiero na zdjęciach) całość wydaje się wyjątkowo bogata, ale to jak najbardziej komplement. Całości charakteru nadały adidasy, które (dla mnie z powodów całkowicie niezrozumiałych), ostatnio powróciły z triumfem na "salony" (albo przynajmniej stopy modnych kobiet). Przy okazji powiem też, że w showroomach oglądałam ich ubrania z poprzednich kolekcji - dawno nie widziałam tak porządnie zrobionych rzeczy. A tę kolekcje zaliczam do mojej subiektywnej, łódzkiej trójki.
Wszystkie zdjęcia - Marek Makowski, cała fotorelacja - tutaj. Zapraszam też na stronę nenukko.

16 stycznia 2013

Hanger SS 2013

Pamiętacie markę Hanger, o której pisałam w lipcu? Przez moment było o niej cicho (chociaż ubrania można było zobaczyć na różnych targach), ale teraz wraca z nową kolekcją (SS 2013) i rewelacyjnym lookbookiem! Naprawdę ciężko oderwać wzrok.
Projektantki, wśród inspiracji do kolekcji letniej wymieniają... kry lodowcowe. Tak, nie pomyliłam się. Te wielkie fragmenty lodu, chociaż kojarzą się raczej z zimnem i śniegiem, znajdują tutaj swoje odbicie. Przyznaję, że chociaż takie wyznanie mnie zaskoczyło, to bardzo mi się podoba. W końcu, jak głosi klasyk... (Kwiatki, na wiosnę?). Jeśli inspiracja nie jest dla kogoś czytelna - śpieszę z pomocą. Po pierwsze, tak jak w połamanych kawałkach lodu, są tutaj liczne "fragmenty" ubrań. Innymi słowy - sporo asymetrii, fałd, trochę dekonstrukcji, dzięki czemu całość może przypominać popękane bryły o różnorodnych kształtach. A kra, jak zapewne wszyscy wiedzą, lubi się poruszać - ubrania Hanger też. I lubią się zmieniać. Dlatego, dzięki licznym napom i zapięciom, można je formować na kilka (lub nawet kilkanaście) sposobów.
A sama kolekcja? Prosta, ale z hangerowym smaczkiem. Tym, którym spodobała się estetyka debiutu zdolnych projektantek, spodobają się i nowości. Wiele ich rzeczy wymaga odwagi, ale warto spróbować przełamać strach, bo asymetryczne marynarki z efektownymi klapami, czy spódnice z dopinanym pikowaniem, na pewno są tego warte. A żeby dodać trochę równowagi, kolorystyka jest wyjątkowo spokojna i nawet liczne "farbowania" tego nie zmieniają. Dominuje forma i naprawdę miło się to ogląda.
Wszystkie zdjęcia i informacje - inf. prasowe, fot. Piotr Dębski, mod. Justyna Bień. Zapraszam na stronę i fanpage marki Hanger.

14 stycznia 2013

1,2,3 inspire me... | bloggers 2

Nie wiem, jak często odwiedzacie różne blogi, ale przyznaję się, że ja praktycznie codziennie. Na mojej liście znajdują się głównie te, które zawierają więcej tekstu, niż zdjęć, ale zdarzają się wyjątki. Ich pierwszą polską część przestawiłam w sierpniu, ale przypomniałam sobie o serii przy okazji "Share Week" (o którego istnieniu dowiedziałam się u Alice Simply). Chciałabym podzielić się trzema kolejnymi inspirującymi blogami. Jest moda, są stylizacje... ale jest zupełnie inaczej, niż na większości stron tego typu, które po prostu mnie nudzą. Te wydają mi się wyjątkowo szczere i kreatywne - czyli właśnie takie, jaka powinna być cała blogosfera.

1. Chinchilla Love
Trafiłam na tego bloga przypadkowo i przez ponad pół godziny nie mogłam się od niego oderwać - nie żartuję! Jego autorka ma dopiero 15 lat,a przy tym cudowne wyczucie stylu i smykałkę do zdjęć (obu rzeczy jej zazdroszczę). Uwielbiam blogi, na których widzę zestawy odpowiednie do wieku i okazji, nieoszukane. Styl Misi to połączenie dziewczęcości z włóczykijowatością (podobną trochę do tej w wydaniu Styledigger), dużo swetrów i luźnych fasonów. Nie ma tu ślepego podążania za trendami. Jest za to niewymuszona elegancja i to chyba właśnie ona sprawia, że na zdjęcia Chinchilla Love można patrzeć bez końca! Blog powinien też skusić amatorów kuchni - co jakiś czas pojawiają się proste (i wyglądające na smakowite) przepisy. Bardzo udane połączenie!

Dobrawa najpierw ujęła mnie urodą - trafiłam na nią przez stronę o modelingu i nie mogłam wyjść z podziwu nad jej figurą i zdolnościami (spójrzcie, jak ona pozuje - ogień!). Potem trafiłam na jej bloga, gdzie zaczęłam podglądać zdjęcia stylizacji. To, że na modelkach wszystko wygląda rewelacyjnie, to żadna tajemnica, a Dobrawa jest potwierdzeniem tej reguły. W jej szafie znajdziemy dużo męskich elementów, ale łączy je tak, że wyglądają naprawdę dobrze. Warto tu zaglądać i dla zdjęć (brawa dla fotografa!), i dla ubrań. Oraz, co bardzo rzadko zdarza się na tego typu blogach, dla pięknych, szczerych i mądrych tekstów - tym razem doświadczeń młodej modelki.


Uzależniona od kaszmiru i biżuterii vintage - takimi słowami opisuje się Edyta. Ja dodam, że jej blog to masa rewelacyjnych zdjęć (i to nie tylko ubrań) oraz świetnych stylizacji. Dla mnie GCCF to mistrzyni łączenia różnych kolorów i faktur, bez zbędnego przepychu i efektu "choinkowatości" - nawet patrząc na jej najbardziej szalone połączenie wzorów, zawsze przychodzi mi do głowy ponadczasowa klasyka w kobiecym wydaniu! Rzeczy vintage, które swoją drogą, są prawdziwymi perełkami, łączy z sieciówkowymi nabytkami i ubraniami od projektantów. A robi to tak, że wygląda jak milion dolarów. Dolary są tutaj nieprzypadkowe, bo większość wpisów to relacje prosto z Nowego Jorku - teraz już chyba nie muszę zachęcać do odwiedzin bloga?
Wszystkie zdjęcia pochodzą z blogów dziewczyn.