27 marca 2013

Collet SS 2013

Zacznę od banału: ludzie lubią różne rzeczy. Zdanie to można odnieść zapewne do każdej kategorii naszego życia, także do tej, która dotyczy tego... co na siebie zakładamy. Jedni lubią dżinsy, inni dopasowane garnitury. Jest też silna frakcja sukienek i spódniczek, chociaż ci od dresów ostatnio znów nabierają siły. Marek, które starają się odpowiadać na potrzeby klientów jest coraz więcej, ale to głównie fani koszulek są na uprzywilejowanej pozycji. Dobrze widzieć, że sytuacja powoli ulega zmianie. W końcu nie ma nic piękniejszego, niż różnorodność!
Collet to marka, która zdaje się dostrzegać lukę dokładnie w tym miejscu, w którym sama ją widzę. Czyli ubrań dla kobiet, które chcą posiadać w swojej garderobie coś klasycznego, ale ciekawego. Wystarczająco codziennego, by biec tak na uczelnię i trochę eleganckiego, żeby nadało się do pracy. A przy tym w cenach, które zbliżone są do tego, znajdziemy w klasycznych działach Mango czy Zary. Dobrze widzieć rozsądną alternatywę wśród polskich twórców. Jest też dobra nowina dla panów - marka ma również miniaturowy dział męski. Który, chociaż na razie jest malutki, całkiem przyjemnie się zapowiada.
Reklamując się słowami "prostota, minimalizm, styl i jakość" trzeba być ostrożnym, bo wymagania są spore. Patrząc na najnowszą kolekcję, z jednej strony wszystko wydaje się być na swoim miejscu, z drugiej - nie wiem, czy to nie są trochę zbyt duże słowa. Wiem za to, że to całkiem niezłe ubrania. Nieważne, jaki kolor zostanie przez Pantone ogłoszony hitem sezonu - te rzeczy i tak będą nadawać się do noszenia. Sama łapię się na tym, ile z tych sylwetek bez problemów mogłabym znaleźć w swojej szafie i ciężko mi od tego subiektywizmu odejść. Całość podano w formie bardzo przyjemnego lookbooka - lubię, kiedy ubrania są przedstawione tak, że muszą bronić się same. Im dłużej przyglądam się tej kolekcji, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest dobra. I bez problemów może konkurować z tym, co serwują nam sieciówki. Tylko czy to nie za mało? Patrząc na potencjał marki, liczę, że kolejna kolekcja jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy. Czekam na nowe sylwetki (płaszcz? kamizelka?) i nowe wyzwania, ale myślę, że to nie ostatni wpis o Collet. 
Wszystkie zdjęcia - informacje prasowe. Zapraszam na stronę i fanpage marki... oraz do obejrzenia filmiku backstage z sesji zdjęciowej najnowszej kolekcji.

22 marca 2013

Minnie

Nie wierzymy w siebie. My - jako Polacy. Chociaż staram się unikać stereotypów różnego rodzaju, przed tym ciężko się obronić. Staram się, żeby go nie powielać ani nie stosować, ale efekty... bywa różnie. W końcu kto nie powiedział nigdy z rezygnacją "Tego to się u nas nie da zrobić...", nie westchnął nad kolejnym zagranicznym sukcesem? A przecież potrafimy, możemy. Kiedy w mojej skrzynce pojawiła się wiadomość o showroomie związanym z uroczą Minnie, pomyślałam - "Szkoda, że to nic polskiego". Okazało się, że to... przyjemna pomyłka.
Uwielbiam bajki Disneya - postać kultowej myszki Minnie oczywiście też! Ten powrót do momentów dzieciństwa jest wdzięczną inspiracją, która pojawia się na wybiegach całkiem często (Alice Simply pisała o projektach stworzonych przy London Fashion Week). Mogłoby się wydawać, że w naszym kraju nic takiego nie powstanie - w końcu nasz dystans często kończy się tam, gdzie suknie celebrytek wypożyczane na wielkie gale. Miła niespodzianka, bo projektanci podeszli do zadania z dużym zapasem kreatywności. Do projektu zaproszono Asię Wysoczyńską, Agę Prus, Joannę Misztelę, Jakuba Żeligowskiego oraz kolektyw CADO. Różne charaktery, style i specjalności twórców zaowocowały naprawdę przyjemnymi efektami. Kto by pomyślał, że spotkanie z Minnie może zakończyć się w ten sposób?
Na początku tego tygodnia, w Warszawie odbyła się prezentacja tej miniaturowej kolekcji. Żałuję, że nie mogłam dotrzeć do stolicy, bo na zdjęciach wszystko wygląda świetnie! Wśród projektów pojawiło się naprawdę wszystko - od tych dosłownie przenoszących wizerunek Minnie na dany gadżet, do takich, które tylko nawiązują do określonej estetyki. Mnie pozytywnie zaskoczyło to, że wcale nie wyglądają jak wyjęte z dziecięcej szafy. Pojawiły się buty Agi (do których swojej słabości już nawet nie ukrywam), stylizowane na lata 20 (czyli okres, w którym Minnie się urodziła), jedwabna tunika z kultowym motywem uszu i urocza biżuteria. Wydaje mi się, że polscy twórcy, w przeciwieństwie do angielskich kolegów, trochę dojrzalej i mniej dosłownie potraktowali temat. Mimo słodkich uszu i uśmiechniętej miny, ich prace nie kojarzą się z zabawkami. Nie potrzeba dystansu, by pojawić się w takich projektach w mieście. Myślę, że gdyby Minnie mogła wybierać, chętnie kupowałaby u polskich projektantów.
Wszystkie zdjęcia - informacje prasowe, więcej fotografii - Pinterest Myszki Minnie!

15 marca 2013

Caim

Belle gości tutaj trzeci raz i myślę, że wszyscy już dobrze znają tę markę. A jednak ponownie mogę i chcę do niej wrócić. Cenię ją za prostotę, konsekwencję. Za to, że nie poddaje się bezmyślnie trendom, nie używa kolorowych piórek, dżetów i błyszczących kamyków, by przyciągnąć wzrok. Od samego początku tworzy proste formy, dla tych, którzy od przepychu wolą skromne, klasyczne połączenia bazowych elementów. Są i tacy, którzy mówią "nuda" - a według mnie właśnie takiej nudy najczęściej nam brakuje (zwykle na pięć minut przed wyjściem z domu). Coraz częściej słyszę o przechodzeniu na tę "minimalistyczną stronę mody". A w markach pokroju belle dopatruję się przyszłości polskiego rynku na najbliższe kilka lat.
Caim, czyli kolekcja wiosna/lato, typowo dla belle, zamyka się w szarościach, czerni i bieli. Te bazowe barwy nigdy nie znikną z ubrań Magdy, co bardzo mnie cieszy. W końcu są absolutnie ponad podziałem sezonów, trendów i innych rzeczy, za którymi wcale nie trzeba ślepo podążać. Dobrze, że belle bierze pod uwagę kaprysy polskiej pogody. Oczywiście znajdziemy tu krótkie sukienki i dopasowane tuniki, ale jest też miejsce dla narzutek i płaszczyków, które są niezastąpione o każdej porze roku. Wyjątkowo pojawił się też wzór - kropki, czy raczej kropy, które miło urozmaicają całość. A przy tym nie dominują, ani nad resztą ubrań, ani nad modelką. Mam nadzieję, że właśnie takich marek - przemyślanych, z konkretnymi planami i przyjaznym, zarówno w krojach, jak i cenach, asortymentem, będzie przybywać. Myślę, że zapotrzebowanie na takie ubrania jeszcze nas zaskoczy.
Wszystkie zdjęcia - Oll Bydlovska, modelka - Ola P. / Mango, biżuteria - Dualia. Zapraszam na profil belle na facebooku oraz na stronę internetową.

13 marca 2013

Confashion SS 2013

Zajawkę najnowszej kolekcji Confashion widziałam kilka miesięcy temu, kiedy miałam przyjemność podglądać rzeczy tej marki w jej poznańskim showroomie. Już wtedy byłam pozytywnie zaskoczona. O ile dość łatwo stworzyć dzianinową kolekcję na sezon jesienno-zimowy, o tyle wraz z wiosną i latem przychodzą pewne wyzwania. Kolorystyka, kroje, grubość... jest kilka problemów, z którymi ciężko się uporać. Na szczęście dla Confashion nie stanowiło to żadnego problemu! 
Kolekcję można podzielić na trzy mini-części, w której każda ma jakiś znak rozpoznawczy. Najbardziej charakterystyczny jest oczywiście błysk. Ku mojej uldze, to nie stuprocentowy poliester, który zwykle skrywa się za takimi zdobieniami, a pokryta nadrukiem foliowym bawełna. Oglądałam i dotykałam kilka rzeczy wykonanych w ten sposób i mimo trochę sztywniejszej formy, są naprawdę przyjemne w dotyku. Mam wrażenie, że to dojrzały, nienachalny sposób przemycenia tego (dość odważnego trendu) do stylu poznańskiej marki. Pojawiają się też geometryczne nadruki, miejscami przypominające trochę plamy atramentu z testu Rorschacha. Jak to u Confashion bywa - niby prosto, ale całość przyciąga uwagę.
Dla mnie najsłabszym punktem kolekcji jest... sam lookbook. Bo o ile mocne barwy i ciekawe tekstury bronią się same, te trochę bardziej neutralne zestawy giną na bladym tle. A szkoda, bo kilka rzeczy to mocne, biurowo-eleganckie propozycje - i to naprawdę komplement, bo wydaje mi się, że stworzenie ubrań  formalnych, a przy tym letnich i bez zadęcia, to ciężkie wyzwanie. No i brak bielizny - jestem naprawdę tolerancyjna, jeśli chodzi o eksponowanie kobiecych kształtów, ale mam wrażenie, że tutaj coś nie zagrało. Przeglądając ubrania w Mostrami (tutaj) wszystko wygląda zupełnie inaczej - może to kwestia zdjęć, może modelek? Nie wiem. Na szczęście wynagradzają mi to dwie sukienki maxi, czy raczej midi z fotografii poniżej. Chciałabym, żeby właśnie tak wyglądała wiosna na ulicach Poznania. A w najnowszej kolekcji Confashion znalazłam kilka rzeczy, które od razu wciągnęłam na swoją listę życzeń.
Wszystkie zdjęcia - Radek Berent, makijaż - Paulina Kurowiak, włosy - Bernadetta Bandyga, modelki - Joanna i Paulina, buty - Butyk.pl, stylizacje - Confashion. Zapraszam na fanpage, stronę i do sklepu online marki.

8 marca 2013

Borko SS 2013

Ostatnio trochę narzekałam, że polscy projektanci ociągają się nieco z prezentowaniem kolekcji na dany sezon - teoretycznie wiosenne propozycje dawno powinny być już w sklepach, w praktyce dopiero zaczynamy oglądać lookbooki. Dobrze, że te już się pojawiają, bo za oknem coraz częściej gości słońce i mam nadzieję, zostanie tak aż do końca września czy października. Na razie próbuję nie zauważać śniegu za oknem... Ale wracając do ubrań - na niektóre kolekcje warto czekać. Tak, jak na wiosenne nowości Borko
Można odetchnąć. Nie ma tu ani natarczywych neonów, ani mdławych pasteli. Miła odmiana - kilka podstawowych barw, które nie krzyczą "jestem modna". Nie muszą. One nigdy z mody nie wyjdą, bo to najprawdziwsza, dobrze wydana klasyka. Pojawiają się jednak pewne smaczki, które są trochę jak puszczenie oka do klientek. A te przecież dobrze wiedzą, że projektantka zna się na rzeczy. Wiosna to kilka naprawdę prostych ubrań, które można ze sobą zestawiać, mieszać, dodawać i odejmować. Przejście od rzeczy dziennej, do wieczorowo-eleganckiej nie powinno stanowić najmniejszego problemu. To człowiek nosi ubrania - nigdy odwrotnie. W końcu klientka Borko to kobieta mieszkająca w mieście, której szafa ma być uniwersalna, wygodna. Nie zdradzę więcej, krótka historia o tej bardzo miejskiej (ale i eleganckiej!) kolekcji  oraz lookbook ozdobiony rysunkami - na stronie Borko. Warto zajrzeć.
Dodatkowy atut? Klasa ubrań. Pomijam już kroje (bo ich ocena to jednak kwestia wysoce subiektywna), ale wykonanie jest warte tego, by o nim wspomnieć. Sama nie miałam jeszcze okazji przyjrzeć się im na żywo, ale zarówno internetowe podglądactwo, jak i raport osobistego szpiega, wyrokują jedno - jest dobrze. Nawet dzianiny, z których stworzono te cuda, mogą pochwalić się polskim pochodzeniem i dobrą jakością. Ale jest jeszcze coś, co rozbudziło moje uczucia. Rewelacyjne spodnie. Naprawdę niewielu polskich projektantów decyduje się na umieszczenie ich w kolekcji, a jeśli już to robią - to nie zawsze im wychodzi. Lookbookowy model wygląda jak "ten idealny", który wbrew temu, co mogłoby się wydawać, wcale nie jest zaprzeczeniem kobiecości. Jest też obszerny płaszcz, idealny na chłodne poranki i zimne wieczory. Dla mnie kolekcja, mimo niewielkiej liczby sylwetek, jest bardzo spójna i bardzo przyjemna. A za kilka tygodni pojawi się część druga - lato, którego wyczekuję równie mocno.
Wszystkie zdjęcia - materiały prasowe Borko. Zapraszam na stronę i fanpage marki.

6 marca 2013

Anna Pięta

Oryginalne nakrycia głowy i inne zabawne ozdoby, przyciągają moją uwagę już od dłuższego czasu. Szkoda, że na polskich ulicach jest ich tak mało - bardzo lubię te mniejsze i większe urozmaicenia stroju. Chociaż kiedy ostatnio pokazałam się publicznie w opasce z wielką kokardą, chyba zrozumiałam dlaczego są nieobecne (wydaje mi się, że Poznań nie jest jeszcze gotowy na takie atrakcje). Przyznaję, że sama nigdy nie przepadałam za ozdobami na własnej głowie, moje podejście zmieniło się od pierwszego spotkania. Z mistrzynią w tym fachu - Anią Piętą, a raczej z jej uroczym dziełem.
Pierwszą sztukę zdobyłam w konkursie BananaBlox (cały czas mam nadzieję, że ten blog jeszcze kiedyś wróci...) i do dziś pamiętam zachwyt, który towarzyszył odpakowaniu paczuszki. Rzeczy Ani mają w sobie dużo pozytywnej energii. Nic dziwnego, w końcu sama projektantka za cel stawia sobie jedno - sprawianie przyjemności. A bąblami we wszystkich kolorach tęczy, białymi, ślubnymi woalkami i skromnymi fascynatorami naprawdę potrafi to robić. Bo to ozdoby na każdą okazję, na każdą głowę. Bez względu na wiek, poczucie humoru i samopoczucie. Nie ma ograniczeń! Dla tych, którzy lubią szaleństwo są więc ogromne, kolorowe bąble, dla minimalistek - drobne opaski z filcu i perełek. Ale kreatywność Ani nie ma granic - kto widział ogromny stroik z kulek, na pewno mi uwierzy.
 
Na dodatek Ania ma też kilka innych talentów zamkniętych w jednej, zdolnej kobiecie. Dlatego z jej pracowni wyjść można między innymi z jedną z prostych sukienek Bomba, które stanowią tło idealne do szalonych nakryć głowy (ale ubrania to temat na oddzielny wpis), albo z perełką vintage. Jest też inicjatywa,  którą na pewno wszyscy znają, a którą bardzo podziwiam za dopracowanie i znakomitą selekcję - Ściegi, współtworzone wraz z Magdą Korcz. Do pracowni Ani Pięty można zajrzeć na blogu magda about town, autorka w kilku słowach bardzo zręcznie opisała jej klimat. I szeroką działalność właścicielki! Ale dla mnie Ania Pięta zawsze będzie synonimem cudownych nakryć głowy. Jak pisze o sobie sama projektantka, zarówno w wersji "kosmos na głowie, albo całkiem codziennej".
Zdjęcia w kolejności w poście: (1-3) fot. K Pictures, mod. Marta Nalazek i Karolina Zawadzka, MUA Basia Piecowska, (4) fot. K Pictures, mod. Malwina Ligęza/Hook, MUA Paulina Kurowiak. Zapraszam na fanpage i stronę Ani.