29 listopada 2014

REFLE

Chyba wszyscy pamiętają fluorescencyjne gwiazdki, będące marzeniem większości moich rówieśników gdzieś na przełomie drugiej i trzeciej klasy szkoły podstawowej. Posiadanie tapety z takim motywem było wyznacznikiem dobrego gustu i zapewniało szacunek kolegów. Chociaż nie stałam się ani właścicielką tapety, ani plastikowych gwiazdeczek, do dziś świecące w ciemnościach dodatki wzbudzają uśmiech. Stało się tak i dziś, kiedy zobaczyłam kampanię marki REFLE.
Słowo "streetwear" wzbudza we mnie zwykle odczucia dokładne przeciwne do tych zawdzięczanym wspomnianym wcześniej gwiazdkom. Ostatnio usprawiedliwia się nim wszystkie odtwórczo-nudne potworki na polskim rynku. Ale REFLE dzielnie wybrnęło z tego trudnego tematu. I nie aspiruje do bycia "fashion". Z pasji do rowerów, Magda i Szymon - rodzeństwo, które założyło markę, tworzą całkiem ciekawe rzeczy. To wszystko za sprawą odblaskowych wzorków, spełniających nie tylko funkcję estetyczną (kiedy nie błyszczą, wyglądają równie przyjemnie), ale i praktyczną. Świecą w ciemności, dzięki czemu mają też "poprawiać widoczność nocnych marków". Na przykład tych, którzy wybierają się na wieczorną, rowerową randkę. Króluje bawełna (w tym bawełna organiczna), a towarzyszą jej proste, uniwersalne kroje. Bluzy, T-shirty, kominy. Po prostu - do noszenia. Czytając o marce, obawiałam się zaporowych cen. I tutaj czekało mnie miłe zaskoczenie, bo odblaski to wcale takimi nie straszą. Taki streetwear jestem w stanie zaakceptować. 
REFLE - www | fb | instagram

26 listopada 2014

Inspiracje... prezenty gwiazdkowe

Z dumą oświadczam, że nie zaczął się jeszcze grudzień, a ja... skompletowałam większość prezentów. Bez zbędnych nerwów, pośpiechu, nieprzemyślanych decyzji. W końcu gwiazdkowe wręczanie upominków powinno być przyjemnością dla każdej ze stron! Poniżej trochę inspiracji dla tych, którzy nadal szukają pomysłu, albo mają ochotę sprawić niespodziankę... sobie. Nie będę ukrywać - sama chętnie przygarnęłabym większość z tych propozycji!


Piękna porcelana od KWIATY&MIUT czy skórzany pokrowiec Fejkiel? Trudno się zdecydować, kiedy o uwagę prosi też błyskotka 10DecoArt. Chociaż skutecznie przykuwa wzrok, może jednak warto postawić na kosmetyki? Moje ostatnie odkrycie to marka Purite - ich produkty z pewnością znajdą swoje miejsce nie tylko na liście prezentów, ale i... życzeń do Mikołaja.






W tym roku trudno mi oprzeć się nie ubraniom, a kosmetykom. Na pachnący prezent warto wybrać mydełko lub kulę do kąpieli od (nie da się ukryć - najlepszego ministerstwa w Polsce!) Ministerstwa Dobrego Mydła. Chociaż czy równie dobrym pomysłem nie byłaby koszulowa piżama Lunaby albo archiwalne numery Zwykłego Życia?




Uroczy lisek do powieszenia na ścianie albo wybór pracy Ani Halarewicz - jedno i drugie można podziwiać razem z obdarowywaną (lub obdarowywanym). Trochę gorzej z niespodzianką prosto z Le Petit Trou, ale bielizna tej marki jest wyjątkowo kusząca nie tylko w święta, a na dodatek - wzorowo zapakowana. Z pewnością zainspiruje niejednego Mikołaja!

23 listopada 2014

pitchouguina FW 2014

Nie wiem, czy to kwestia wieku (ekhm), czy raczej jesienna atmosfera, ale ostatnio coraz więcej miejsca na blogu to wspomnienia i powroty. Jedną z pierwszych poznanych przeze mnie projektantek była Anna Pitchouguina. Nieliczni pamiętają jeszcze pierwszą wersję Cloudmine, gdzie w towarzystwie ubrań vintage, gościła właśnie Ania. Naprawdę cieszy pisanie o marce, którą zna się od jej pierwszych kroków, jeszcze na polskim rynku. Teraz Pitchouguina podbija inne państwa prosto z Londynu. I chociaż u niej króluje już wiosna 2015, przyszedł czas na kilka słów o wyjątkowo przyjemnej jesieni.
To właśnie zimowe kolekcje pitchouguiny lubię najbardziej. Romantyczne koronki i ciepłe wełny łagodzą trochę smutek po odejściu lata. Wyszywane motywy florystyczne z powodzeniem zastąpią biżuterię, półprzezroczyste materiały - dziewczęce marzenia o bajkowej kreacji. Bo w kolekcjach pitchouguiny jest coś pełnego refleksji - może nad minionymi chwilami, beztroskim dzieciństwem, a może to emigracyjna tęsknota? Piękne, ale trochę naiwne nadruki, koronki, transparentności... To ubrania współczesnej romantyczki. Takiej, która nie spaceruje po lesie, a raczej przemierza Londyn metrem - ciężkie buty, duży kaptur i kurtka typu bomber ochronią ją przed deszczową, angielską aurą. Mimo tego, że ubrania nawet wyjęte zupełnie z lookbookowych ram (tutaj) nie tracą swojego romantyczno-nostalgicznego charakteru, są bardzo współczesne. Mocne kolory (limonkowy żółty, intensywny pomarańczowy, butelkowa zieleń) czuwają nad tym, żeby całość była bardziej nowoczesna. W końcu nadmiar romantyzmu może wyglądać teatralnie. Tu - wygląda po prostu bajkowo. A jednocześnie jest i do oglądania, i do noszenia.
pitchouguina - www | fb | instagram 

Zdjęcia - Simone Lezzi / Antonio Putini, włosy - Michał Bielecki, makijaż - Aneta Kostrzewa, modelka - Daria | Wonder Models

18 listopada 2014

Magdalena Paszkiewicz

Im bardziej jesiennie robi się za oknem, tym chętniej spędzam czas na przeglądaniu zaległych zdjęć. Kolejne projekty, pomysły, realizacje... poddaję się modzie i w natłoku nowych marek wybieram prostotę. Wzrok przyciągają drobne formy; czyste, geometryczne, piękne. Dokładnie takie, jak prace Magdaleny Paszkiewicz.
Nazwisko projektantki cały czas chodziło mi po głowie - skąd mogłam je znać? Okazało się, że jest autorką serii uroczych, biżuteryjnych form "SłowoFormoTwórstwo". Językowe żarty wzbudziły uśmiech już podczas pierwszego spotkania dobre kilkanaście miesięcy temu, ale nadal nie da się odmówić im uroku. Mimo tego, cała uwaga kieruje się na coś zdecydowanie bardziej subtelnego, mniej dominującego. Bo kiedy bębenki w uszach i królewskie klejnoty, choć piękne, są dość natarczywe, to właśnie srebrne i złote linie zwracają na siebie uwagę swoją delikatnścią. Nigdy nie spotkałam biżuterii, która tworzyłaby tak harmonijną całość z ciałem. Cienkie żyłki sprawiają, że naszyjniki lewitują nad obojczykami, kolczyki stapiają się z uchem. O krok za właścicielem, nie próbują dominować, a jednak trudno ich nie zauważyć. To biżuteria, której nie trzeba zdejmować. Może być z nami zawsze, a geometryczne linie (paradoksalnie - bardzo miękkie i pozbawione zimnej surowości) staną się znakiem rozpoznawczym. W tak wydanej prostocie drzemie prawdziwa siła.
Magdalena Paszkiewicz - strona | facebook

15 listopada 2014

the BEAST

Przeglądając swoje ostatnie wpisy, zauważyłam, że większość z nich poświęcona jest markom, które znam przynajmniej od kilkunastu miesięcy. Wśród nowości szukam zwykle czegoś pomiędzy niepohamowaną kreatywnością, a produktem ściśle komercyjnym. I chociaż coraz rzadziej znajduję interesujące mnie rzeczy, od the BEAST jakoś nie mogłam oderwać wzroku.
W poprzednim sezonie moją uwagę przyciągnęła futrzana bluza, która na tle dominującej szarej wiskozy była dość odważną propozycją; do tego całkiem przyjemny i trochę surowy lookbook autorstwa Kamila Zacharskiego. O nowej sesji niestety trudno mi powiedzieć coś równie miłego. Chociaż bardzo bym chciała, ale o zdjęciach wolę zapomnieć, a słowa poświęcić ubraniom. Pozornie bardzo prostym - kobaltowa kamizela o geometrycznych cięciach, bluzka z ogromnym golfem, lakierowany top. Ale patrzy się na nie na tyle dobrze, żeby z przyjemnością myśleć o spotykaniu ich na ulicach. Podoba mi się równowaga między tym, co odważne i trochę na pokaz, a elementami które bez większych trudności można nosić na co dzień. Do tego wyważona różnorodność wykorzystanych materiałów, faktur, zabawa kontrastami. Martwi mnie tylko fakt, że w tych wszystkich działaniach jest jeszcze sporo nieporządku, bo przy tak ogromnej konkurencji na rynku, nie ma miejsca na falstart. Poprzednia kolekcja przyciągała zdecydowanie bardziej, ale myślę, że przed marką jeszcze po prostu sporo pracy. Zdecydowanie warto mieć na the BEAST oko.

the BEAST - strona | FB

Zdjęcia - Ania Powałowska, modelka - Paulina Paprocka.

4 listopada 2014

Roboty Ręczne - Eterknitty FW 2014

Narzekamy na to, że polska moda nie ma się najlepiej, a przecież na naszych oczach rosną w siłę kolejne marki. Projektanci wiedzą już co, dla kogo, dlaczego. Ci, którzy w szaleństwie szaro-burości i pogoni za pokazem ze ścianką nie zapomnieli o pasji tworzenia unikatowego produktu, mają coś więcej niż facebookowe "lubię to". Najważniejsze? Własna tożsamość. Tak jak Roboty Ręczne.
Jesień to królestwo miękkich dzianin, ciepłych szali, czapek, grubych swetrów. Otulającej wełny, za długich rękawów, puszystych golfów. Królestwo Robotów Ręcznych. W tym sezonie charakterystyczne warkocze i piękne sploty polubiły się ze zmysłową koronką od Rilke, mleczna czekolada uzupełnia się z myszońską szarością i śmietankową bielą. Jest miękko, miło, trochę domowo. Do głowy przychodzą ostatnie długie spacery po lesie, popołudnia spędzane na kanapie z ulubioną książką i kubkiem gorącej czekolady w dłoni. Ale w tym sezonie pojawia się u RR więcej zmysłowości. Trochę domowej, takiej "od niechcenia", a trochę kuszącej, świadomej. To kontrast nie tylko pomiędzy nagim ciałem a grubym splotem, pomiędzy seksowną koronką, a słodkim i trochę naiwnym "M" (wszyscy wiemy, że to z pewnością robota Myszona). Pewna siebie kobieta, która doceni te wełniane dzieła sztuki, ale i urocza dziewczynka, która po prostu lubi puchate swetry - może właśnie taka jest klientka RR? Za to z pewnością stwierdzam, że kolejna kampania Marty zasługuje na szóstkę z plusem. W takim wydaniu wybaczam nawet powtórki modeli z ubiegłego sezonu, bo tak podane ubrania mogę oglądać bez końca. Aż chce się powiedzieć... Eterknitty.
 Roboty Ręczne - strona - fb - instagram

Zdjęcia -Aleksander Salski, asystent - Maciej Urbański, modelka - Dominika Robak/D'vision, make up i włosy - Magdalena Chmielewska, stylizacje - Marta Iwanina-Kochańska, produkcja - Marta Iwanina-Kochańska i Jan Kochański.